sobota, 25 października 2014

ROZDZIAŁ 11

*CHCIAŁABYM, ŻEBY KAŻDY KTO CZYTA TEGO BLOGA SKOMENTOWAŁ POST, TO WIELE DLA MNIE ZNACZY- Z GÓRY DZIĘKUJĘ*
+rozdział niesprawdzony, wybaczcie mi błędy:)

Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, ze Ashley wpadła na pomysł "zemsty" na Justinie, ale z drugiej strony taka już jest- dla przyjaciół i rodziny zrobiłaby wszystko. Bardzo to u niej cenię.
Tak czy owak, jej plan polegał na tym żebym znalazła sobie nowy obiekt zainteresowań i wzbudziła zazdrość u Bieber'a. Nie wiedziałam, czy to coś da, skoro może mieć setki lasek, a z listu wynikało, ze byłam tylko zabawka, ale stwierdziłam, ze wszystko jest lepsze od zwykłego użalania się nad sobą. Postanowiłam, że w tym celu "wykorzystam" Liam'a*, mojego dobrego kolegę ze szkoły. Pewnie myślicie, ze jestem suka tak po prostu bawiąc się jego uczuciami. Gdybym tak zrobiła, sama czułabym się ze sobą źle, a ze on był moim kumplem, stwierdziłam, ze mu pomogę. Oczywiście nie powiem mu całej historii, jedynie fakt, ze chce wzbudzić w kimś zazdrość i tyle. Kiedyś mi mówił, ze mu się podobałam, ale nic z tego nie wyszło, wiec powinien mi pomoc. Pokażemy się po prostu w szkole, przytulimy, czy będziemy chodzić za rękę na oczach Justina i tyle. Nie chce się z nim całować, po prostu sądzę, że to za wiele, ale zobaczymy jak wszystko się potoczy, jeśli będzie trzeba...
Przed chwila wróciłam od Ashley i cały czas o tym myślę. Stwierdziłam, ze co ma być to będzie. Napisałam do Liam'a krótka wiadomość na facebooku i poprosiłam o jutrzejsza przysługę. Był dostępny, dlatego tez powinien niedługo odpowiedzieć. 
Za ten czas poszłam się umyć. Wzięłam z szafki czysta piżamę i poszłam do łazienki, od razu pod prysznic. Nie siedziałam tam zbyt długo, jakoś dzisiaj byłam zbyt zaangażowana w tą całą akcję. Myślicie, ze już mi przeszło i jestem super szczęśliwa? Nie. Po prostu Ash uświadomiła mi, ze nie warto non stop się smucić. Nie poznaje jej ostatnio! 

Wyszczotkowałam szybko zęby, a mokre włosy pozostawiam, by same wyschły. Jestem zbyt leniwa, by je teraz wysuszyć.
Poszłam do swojego pokoju i od razu sprawdziłam wiadomości, na portalu społecznościowym. Liam odpisał. 
"Jasne, trochę mało szczegółowo to opisałaś, ale czego nie robi się dla kumpeli? ;) 
Może spotkamy się jutro przed szkołą, żeby to obgadać? Przyjechać po Ciebie?"
Jakie szczęście! Nie będę musiała jechać do szkoły razem z Justinem, wiec od razu odpisałam:
"Jasne, to przyjedz około 7.30 jeśli to nie problem. Wielkie dzięki!"
Zamknęłam laptopa i położyłam się do łóżka. Stwierdziłam, ze nie będę się już dziś uczyć, bo raz- nie mam czego, dwa- moje myśli są teraz zupełnie gdzie indziej.
Zmęczona całym dniem, dość szybko zasnęłam.

*następnego dnia*

Znów ten irytujący dźwięk! Tak, mówię o budziku. Zawsze ciężko mi szło wstawanie do szkoły, a po weekendzie to już w ogóle katastrofa. Szybko go wyłączyłam i usiadłam na łóżku przecierając rękoma twarz. Stwierdziłam, że nie ma co tego wszystkiego przedłużać. Była 6.40, a za niecałą godzinę byłam już umówiona z Liam'em. Podeszłam do szafy i starałam się wybrać jak najwygodniejszy strój, ale jednocześnie taki, żeby wyglądał dobrze. Gdy wreszcie się na coś zdecydowałam, poszłam do łazienki. Umyłam zęby, uczesałam włosy, które ładnie spadały falami. Nałożyłam makijaż: korektor, puder, bronzer, tusz do rzęs i trochę cienia na powieki, w naturalnych, cielistych kolorach.
Przebrana i umalowana spakowałam jeszcze torbę, która swoją drogą, nie była ciężka, ze względu na to, że mamy szafki. Chwyciłam szybko telefon i spojrzałam na godzinę: 7.10. Jeszcze zejdę na dół i coś zjem.
Taty już nie było, pewnie musiał wyjechać wcześniej... właściwie często się to zdarzało. Mama piła kawę siedząc przy wysepce.
-Cześć mamo- przywitałam ją całusem w policzek, odpowiedziała mi i uśmiechnęła się, a ja wzięłam się za śniadanie. Tradycyjnie- płatki z mlekiem. Nie miałam ani czasu ani właściwie ochoty na coś innego.
-Słuchaj kochanie, dzisiaj tata ma kolację służbową, więc będziemy musieli wyjść około osiemnastej.
-Jasne, nie ma sprawy- lekko się uśmiechnęłam.- Może wpaść do mnie Ashley?
-Pewnie, tylko nie siedźcie zbyt długo, jutro szkoła.
-Nie ma sprawy. Jakby co, dzisiaj jadę do szkoły z kolegą, więc wyjdę trochę wcześniej.
-W porządku- odpowiedziała sięgając po gazetę.
Przez chwilę panowała cisza, a ja dokończyłam swoje śniadanie, a naczynia wstawiłam do zmywarki. Spojrzałam na zegarek w telefonie i była już 7.25 więc mój "pomocnik" zaraz powinien być.
Podeszłam do drzwi i założyłam czarne botki, na płaskiej podeszwie. Przyznam, że tym razem koniec września był już chłodny.
-Wychodzę, wezmę klucz na wszelki wypadek. Pa!- powiedziałam i wyszłam z domu. Poczekałam chwilę przy schodkach i podjechał samochód Liam'a. Pospiesznie wsiadłam na miejsce pasażera.
-Hej- przywitałam się z chłopakiem.
-Cześć- uśmiechnął się.
-Więc z Justinem to koniec?- zapytał niepewnie po chwili.
-Na to wygląda- westchnęłam- ale nie chcę drążyć tego tematu. Po prostu chce, żeby był troszeczkę zazdrosny, to wszystko.
-Troszeczkę- droczył się.
-Oj, daj spokój- uderzyłam go lekko w ramię i zaczęliśmy się śmiać.
Przez resztę drogi gadaliśmy w sumie o jakiś głupotach. Trochę poprawiło mi to humor, jeśli mam być szczera. Chociaż, to nie zmieniało faktu, że dalej stresowałam się całą tą sytuacją.
Wysiedliśmy z samochodu, chłopak go zablokował i ruszyliśmy w stronę wejścia do szkoły. Dzwonek miał być za jakieś dziesięć minut, więc zostało sporo czasu. Poszliśmy w kierunku mojej szafki.
Patrzyłam cały czas na swoje buty, gdy nagle poczułam uderzenie w ramię. Podniosłam głowę i możecie się domyślić, kto tam stał...
-Uważaj jak chodzisz, suko- syknęłam.
-Mnie przynajmniej nie rzucił chłopak- zaśmiała się ironicznie- ale co tu się dziwić, wyglądasz jak gówno, więc kto by Cię chciał.
Gotowało się we mnie. Nie dość, że moje myśli i tak były w kompletnej rozsypce to jeszcze ona musiała mnie wkurwić. No po prostu dopełnienie dnia.
-Zamknij ryj- pchnęłam ją na szafki, więc uderzyła w nie plecami. Nie myślałam nawet o konsekwencjach, miałam wszystko w dupie.
-Oh, przykro mi, że Justinek Cię już nie chce. Albo wiesz co...- uderzyła palcem w brodę, jakby się nad czymś zastanawiała- wcale nie jest.
Dosłownie rzuciłam się na nią i pociągnęłam za włosy. Dodatkowo popchnęłam więc upadła, a jej koleżanki obok tylko wykrzykiwały co chwilę "o Boże", albo "zostaw ją". Można powiedzieć, że usiadłam na niej i już miałam uderzyć pięścią w jej irytującą twarz, gdy ktoś mnie odciągnął łapiąc w pasie.
-Puść mnie!- zaczęłam się szarpać. Zorientowałam się, że to Liam.
-Uwierz mi, chciałbym popatrzeć na bójkę dziewczyn- westchnął, jakby rozmarzony, na co zachciało mi się śmiać- ale nie chcę żebyś miała kłopoty.- dodał po czym postawił mnie na ziemię, cały czas trzymając w pasie. Widziałam jak koleżanki Carly pomagają jej wstać, a ta wymienia jakieś niezrozumiałe przekleństwa pod nosem, przy czym rzuca w moją stronę "wariatka" i idzie do toalety. Na szczęście nie było zbyt wielu osób na korytarzu, w tym żadnego nauczyciela, więc dla mnie jak najbardziej na plus.
-No, em... chyba masz rację- powiedziałam odwracając się w kierunku Bakers'a, na co mnie puścił.
-Nic nowego- strzepnął niewidzialny pył ze swoich ramion, na co się zaśmiałam. Przyznam, że ten chłopak umie poprawić mi humor. Patrzyliśmy chwilę na siebie, ale po chwili odwróciłam się w kierunku trzaskających drzwi wejściowych. Tak, to był Justin. Od razu podszedł w naszą stronę.
-Możemy pogadać?- rzucił do mnie, widać, że był ostro wkurwiony. O to poniekąd chodziło.
-Może tak, może nie- odpowiedziałam cwaniacko, zakładając ręce na ramiona. Widziałam kątem oka, że Liam cały czas nam się przygląda.
-Przestań sobie żartować, chodź- pociągnął mnie za ramię w kierunku bocznego korytarza. Stwierdziłam, że w porządku, porozmawiam z nim i będę mieć to z głowy. Rzuciłam szybkie "Przepraszam na chwilę" do kolegi i poszłam z Bieber'em.
-A więc o co Ci chodzi?- powiedział gdy byliśmy już wystarczająco daleko od głównego korytarza.- Wysłałaś mi jakiegoś dziwnego SMS, oznajmiając, że to koniec, nie odbierasz, nie piszesz, a teraz sterczysz tam z nim!
-Słucham? Ty się mnie pytasz o co chodzi?!- krzyknęłam- Myślisz, że po twoim liście, w którym wyzywasz mnie od dziwek i piszesz, że chciałeś mnie tylko dla seksu co zrobię? Wskoczę Ci do łóżka, żebyś ze mną został?! Widziałam Cię z Carly, więc co? Ja nie mogę mieć kogoś innego skoro Ty okazałeś się dupkiem? Dobra, odpuść sobie. Nie dzwoń, nie...- chciałam dokończyć, ale przerwał mi dzwonek, który poniekąd był moim wybawieniem z tej dziwnej sytuacji. Nie patrzyłam na Justina, upatrzyłam sobie jakiś punkt na ścianie za nim, czasem może zerknęłam na jego koszulkę. Ale nie w oczy, to wciąż bolało. Uśmiechnęłam się ironicznie i odeszłam, a chłopak zaczął mnie wołać, usłyszałam też kilka przekleństw, co wskazywało że był wkurwiony i kawałek szedł za mną, ale ja szybko wybiegłam ze szkoły, gubiąc po drodze Bieber'a i dodatkowo zostawiając tam zdezorientowanego Liam'a. Stwierdziłam, że nie pójdę na pierwszą lekcję, nie mam teraz do tego głowy. Może i dziecinne, ale chociaż będę mieć chwilę spokój. Poszłam do pobliskiego parku i usiadłam na ławce myśląc o tym wszystkim. Napisałam sms do Ashley, żeby się nie martwiła i na kolejną lekcję, którą jest historia już przyjdę, a o szczegółach porozmawiamy później. Odpisała po chwili, że wszystko w porządku i mnie rozumie, ale żebym nie zaniedbywała szkoły przez to wszystko. Właściwie to miała racje. Postanowiłam napisać też do Bakers'a, w końcu pomógł mi w pewnym sensie, więc należą mu się-przynajmniej krótkie- wyjaśnienia.
Hej, przepraszam, że tak wybiegłam i nic nie powiedziałam. Po prostu muszę przemyśleć parę spraw i nie będzie mnie tylko na pierwszej lekcji. Do zobaczenia.
Po wysłaniu wiadomości wyjęłam z torby książkę, może trochę powtórzę na kolejną lekcję, chociaż wątpię, że z tymi wszystkimi myślami w mojej głowie cokolwiek zapamiętam. Teraz ma zamiar udawać, że nic się nie stało? Za kogo on się ma?

Justin POV

Kompletnie nie wiedziałem o co jej chodzi! Wybiegła ze szkoły, a ja zaraz za nią. Jednak musiała szybko gdzieś pójść, bo nie było nikogo w zasięgu wzroku. Cholera!
Więc chodzi o tą pieprzoną Carly... wiem jak to mogło wyglądać, ona ciągle się śmiała, siedzieliśmy w ogrodzie... ale przecież ja nie zrobiłem nic złego! Tylko jak mam to teraz wytłumaczyć, skoro nawet nie chce ze mną rozmawiać.
Zastanawia mnie też jedna rzecz... w pewnym momencie naszej jakże miłej rozmowy wspomniała o jakimś liście, w którym ją wyzywałem.
Przecież nie napisałem żadnego złego słowa na nią! Ja pierdole... muszę się dowiedzieć o co chodzi.
Stojąc przed szkołą zdecydowałem, że muszę zapalić, problem w tym, że nie miałem przy sobie szlug... generalnie nie jestem nałogowcem, ale to mój sposób na nerwy. Lepsze to niż komuś przyjebać, mimo że zdaję sobie sprawę, że to niezdrowe. Po drugiej stronie ulicy zauważyłem chłopaka, miał może 25lat? Akurat palił, więc postanowiłem, że podejdę i zapytam czy ma mnie poczęstować.
-Hej, czekaj!- powiedziałem, gdy podbiegłem już do niego.
-Tak?- zapytał patrząc na mnie.
-Masz może jeszcze jednego?- wskazałem palcem na jego rękę, w której właśnie trzymał papierosa.
-A osiemnastka jest?- zaśmiał się ironicznie po czym wyjął z kieszeni paczkę Marlboro i wystawił ją w moim kierunku.
-Dzięki, ratujesz mnie- odetchnąłem z ulgą i wziąłem od niego papierosa. Przy okazji podał mi zapalniczkę więc od razu odpaliłem zaciągając się. Czułem jak moje mięśnie trochę się rozluźniają. O tak, potrzebowałem tego.
-Nie ma sprawy.- odpowiedział i odszedł w swoją stronę. Ja natomiast nie chcąc, by nauczyciele widzieli mnie palącego (co jak co, ale nie potrzebuje dodatkowych problemów, szczególnie nie teraz) stanąłem za drzewem, które było zaraz obok. Powoli się zrelaksowałem i zauważyłem, że minęło już 15 minut pierwszej lekcji. Cóż, bez sensu już było na nią iść. Pójdę na chwilę do toalety odświeżyć się i poczekam pod kolejną salą, będę mieć matmę, a Ash historię z tego co pamiętam. Ostatni mamy angielski, razem... siedzi ze mną, chociaż nie mam się co łudzić, że dzisiaj też to zrobi...
Wolnym krokiem poszedłem w stronę szkoły, a potem skierowałem się na górę do toalety. Umyłem ręce i oblałem twarz zimną wodą. Wyjąłem z plecaka paczkę gum i wziąłem dwie. Zaraz potem skierowałem się do swojej szafki i wymieniłem książki. Nikogo nie było na korytarzu, ale to dobrze. Jeszcze dyrekcja by mnie przyłapała... Nie miałem co robić więc siadłem na ławeczce znajdującej się na korytarzu i zacząłem grać w coś na telefonie. Kilka, albo kilkanaście minut potem(straciłem rachubę) usłyszałem trzask zamykających się drzwi wejściowych do szkoły. Automatycznie spojrzałem w tamtym kierunku. To była Maddie... Gdy też mnie zobaczyła, przyspieszyła kroku, ale nie mogłem zmarnować szansy porozmawiania z nią. Pobiegłem za nią i złapałem za ramię.
-Czego jeszcze?- widać, że była wkurwiona, ale miała czerwone oczy... Płakała.
-Słuchaj, o jakim liście mówiłaś?- spojrzałem na nią zdezorientowany. Ona nie patrzyła mi w oczy, ciągle rozglądała się gdzieś po korytarzu.
-Oh- prychnęła ironicznie- Teraz będziesz udawać, że nic się nie stało? Że wcale nie zwyzywałeś mnie od najgorszych? Daruj sobie.
-Ale ja nie napisałem żadnego pieprzonego listu!- powiedziałem trochę głośniej niż chciałem, ale na szczęście nikogo nie było.
-Ale jak...- jakby przez chwilę zastanowiła się nad swoimi słowami- Dobra Justin, nie udawaj. Myliłam się co do Ciebie. Muszę iść, cześć- powiedziała i tak po prostu wbiegła po schodach. Skoro nie chce ze mną gadać, to nic nie wskóram. Muszę załatwić to z Ashley, ona na pewno coś wie.

***

Minęło już kilka lekcji, czas na przerwę obiadową. Specjalnie poczekałem pod klasą, aż Ash wyjdzie i zaczekałem na nią. Gdy wreszcie ją zobaczyłem, od razu zacząłem mówić:
-Ashley, daj mi minutę, proszę!- powiedziałem głośno, widząc, że dziewczyna chce jak najszybciej się zmyć.
-Słucham Cię, Justin?- odwróciła się i sztucznie uśmiechnęła. O co do cholery chodzi?
-Maddie jest na mnie obrażona... mówi o jakimś liście. Jakim pieprzonym liście?- trochę nie fair, że do niej się tak odzywam, ale byłem mega wkurwiony.
-To chyba Ty powinieneś wiedzieć jakim- zaśmiała się bez krzty humoru- Już nie pamiętasz jak ją w nim zwyzywałeś?
-Nie napisałem żadnego listu.- miałem ochotę się drzeć, ale zauważyłem, że nadal stoimy pod salą a na korytarzu stoi kilka osób.
-Ale... jak to nie napisałeś?- spytała zdezorientowana.
-Kurwa... naprawdę uwierzyłyście, że mógłbym coś takiego zrobić?- znów zmuszałem się, by nie zacząć krzyczeć.
-To nie zmienia faktu, że Mad widziała Cię z Carly u Ciebie w ogrodzie.- uśmiechnęła się cwaniacko i zaczęła iść w stronę schodów. Od razu poszedłem za nią, dotrzymując kroku.
-Ona do mnie przylazła i zaczęła się przystawiać. Przysięgam, ja nic do niej nie czuje. Wiesz o tym.- stanąłem i spojrzałem na Ash, ona zrobiła to samo.
-Powiedzmy, że Ci wierzę.- westchnęła- Ale to tylko dlatego, że wiem jaką ta cała Carly jest suką... Więc skąd ten list?
-To pewnie ona go napisała, ciągle stara się zrujnować nasz związek... to znaczy, wiesz o czym mówię.- podrapałem się zakłopotany po karku.- Musisz mi pomóc to odkręcić. Nie wiem... możesz dzisiaj się spotkać i pogadać? Normalnie bym Cię nie prosił, jestem facetem i radzę sobie, ale Maddie nawet nie chce ze mną rozmawiać.
-Nic dziwnego, skoro myśli, że tak ją zwyzywałeś.
-A ty, widziałaś ten list? To było moje pismo, właściwie jaka była treść?
-Widziałam, był drukowany, co właściwie mnie zastanowiło. Ten KTOŚ- dała akcent na to słowo- napisał w nim, że chcesz Madeline tylko do seksu, ale skoro się nie zgadza to masz ją w dupie, że jest suką i takie tam- westchnęła.
Pokręciłem głową w niedowierzaniu, że ta szmata mogła wymyślić coś takiego. Niech w końcu zrozumie, że nie chce mieć z nią nic wspólnego.
-Dobra, wpadnij do mnie o siedemnastej. Teraz mam jeszcze sprawę do załatwienia.- powiedziałem i zmierzyłem w kierunku schodów, prowadzących na dół, do stołówki. Muszę porozmawiać z Carly.
Wszedłem do jadalni i pierwsze co zobaczyłem, to Maddie i Liam siedzący przy jednym stoliku i śmiejący się. Miałem ogromną ochotę mu przyjebać. W końcu to moja dziewczyna... to znaczy, chyba była. Jeśli oczywiście mogłem tak powiedzieć, w końcu to był niby zakład. Znalazłem wzrokiem moja rozmówczynię i od razu podszedłem, przerywając jej i jej grupie idiotek jakąś rozmowę.
-Możemy porozmawiać?- powiedziałem, kierując swoje słowa do blondynki.
-Jednak zmieniłeś zdanie?- zatrzepała swoimi sztucznymi rzęsami i uśmiechnęła się do mnie. Niech mi nie podnosi ciśnienia jeszcze bardziej, błagam...
-Co do chuja chciałaś osiągnąć tym listem?- opanowałem się i powiedziałem to najciszej jak potrafiłem.
-Nie wiem o czym mówisz- zmieszała się trochę, po czym wstała i wyszliśmy razem na korytarz, gdzie aktualnie nie było nikogo. Wszyscy byli na lunch'u.
-Co? Nie chcesz, żeby każdy się dowiedział jaką jesteś mściwą suką?- uśmiechnąłem się ironicznie. Ja naprawdę mam szacunek do dziewczyn, ale po prostu... wyprowadziła mnie tym z równowagi.
-Musisz być ze mną, a nie z nią! W czym ona kurwa jest lepsza?! Nawet nie waż się mnie wyzywać, pieprzony dupku!- krzyknęła a ja już wiedziałem, że moje podejrzenia były słuszne. Tylko zaśmiałem się ironicznie kręcąc przy tym głową.
-Nie wiedziałem, że jesteś aż tak perfidna. Nigdy nie będziemy razem- zaakcentowałem drugie zdanie, mówiąc przez zęby. Chwilę potem poczułem, że dziewczyna uderzyła mnie w policzek.
-Żałosne- odpowiedziałem i po prostu od niej odszedłem.
-Jeszcze do mnie wrócisz!- krzyknęła po czym usłyszałem trzask drzwi od stołówki, więc jak mniemam wróciła do swoich koleżanek aka armii pustaków. Podszedłem po prostu pod następną klasę i czekałem na dzwonek. Teraz muszę to wszystko odkręcić...

*może się też pojawiać jego nazwisko, czyli "Bakers".

4 komentarze:

Keiko Amane Land Of Grafic