środa, 10 września 2014

ROZDZIAŁ 5

Maddie’s POV

-Coś mnie ominęło?- zapytał Justin, uważnie mi się przyglądając. On zawsze wyczuje gdy jestem zirytowana.
-Twoja fanka numer jeden mnie dzisiaj dopadła.- Zaśmiałam się gorzko. Ta laska chyba naprawdę myślała, że się jej przestraszę. Dobre sobie. Czego tu się bać? Sztucznych paznokci? Różowych spódniczek?
-O czym Ty mówisz?- dodał po chwili Justin dosiadając się do mnie na schodki.
-No ta cała Carly- wypowiedziałam jej imię z obrzydzeniem- kazała mi się od Ciebie odczepić. Naprawdę masz z nią nieźle- zaśmiałam się ponownie.
-Żartujesz? Teraz to już naprawdę mnie wkurwiła.- Widziałam jak jego szczęka się zaciska.
-Hej, spokojnie. Nagadałam jej i sobie poszła. Powiedziałam, że i tak jej nie chcesz, a ona nie może się z tym pogodzić i lata za tobą jak pies- wzruszyłam ramionami.
-Ha! Dobrze- powiedział i poklepał mnie po ramieniu, na co się uśmiechnęłam- to co, idziemy?- wstał i podał mi rękę.
-Jasne.
Przez chwilę szliśmy w ciszy, cały czas myślałam, czy zaproponować mu ten zakład czy jeszcze nie. Stwierdziłam, że zrobię to po randce z Josh’em, zobaczymy jak mi pójdzie.
-Dlaczego musiałeś zostać po lekcjach?- wypaliłam nagle.
-Ahh…-powiedział i podrapał się po karku. Znowu się w coś wpakował.
-No powieeedz- przeciągnęłam niezdarnie drugie słowo.
-Okej… no więc w poprzednim tygodniu miałem test z biologii, mówiłem Ci o nim.
-Tak, a z tego co pamiętam zamiast się uczyć poszedłeś na boisko, grać z chłopakami- przerwałam mu wywracając oczami i zakładając ręce na piersi jak obrażone dziecko.
-Ta, nieważne. No więc go zawaliłem, jak nie trudno się było domyśleć.
-Justin… znowu?
-To nie moja wina, ja po prostu… nie lubię się uczyć.
-Nikt nie lubi- zaśmiałam się- ale dopóki co, musimy. Jeśli chcesz mogę Ci jakoś pomóc- zaproponowałam. W końcu i tak mieszkamy obok siebie, co mi szkodzi, żeby czasem odrobić z nim lekcje, czy przygotować się do sprawdzianu.
-Naprawdę?- spytał lekko zszokowany- nie chce Cię wykorzystywać, czy coś w tym stylu.
-Przecież sama Ci to zaproponowałam-uśmiechnęłam się- kiedy masz poprawę?
-We wtorek.
-To kiedy chciałbyś się spotkać?
-Hmm… może w sobote?
Cholera. W sobotę mam przecież randkę z Josh’em. Może to nie jest dobry pomysł żebym szła? Oh Maddie, skończ pieprzyć, czekałaś na to od dawna.
-Wybacz, ale w sobotę mam randkę z Josh’em.
-Oh, no tak- powiedział. Dało się wyczuć, że jest trochę zawiedziony? Ale dlaczego?
-Może być niedziela?- uśmiechnęłam się, podając inny termin.
-Jasne, niedziela. Wpadnę do Ciebie o 16- dodał, już bardziej entuzjastycznie.
-Nie ma sprawy- odpowiedziałam i w tym momencie weszliśmy do stacji metra. Na pociąg będziemy musieli poczekać 5 minut więc poszliśmy na peron. Justin usiadł a ja chodziłam w tę i z powrotem obok jego krzesła. Mogło to wyglądać jakbym się czymś denerwowała, ale ja po prostu cały czas miałam w myślach ten zakład. A do tego jeszcze stresująca randka z Josh’em. Z moich zamyśleń wyrwał mnie jakiś chłopak, który biegł i trącił mnie mocno ramieniem, przez co upadłam na Justina.
-Uważaj jak łazisz!- krzyknęłam za tym gościem, pokazując mu środkowego palca, ale nawet się nie odwrócił. W tym momencie zorientowałam się że nadal jestem na kolanach szatyna, a on objął mnie ręką w pasie. Chyba odruchowo. Szybko się zerwałam.
-Ehh.. przepraszam. Ale tamten idiota we mnie wpadł- powiedziałam nieco zakłopotana, wskazując palcem na kierunek, w którym pobiegł ten chłopak. Głupia sytuacja. Szczególnie po moich ostatnich przemyśleniach.
-Umm, jasne, nie ma sprawy- powiedział i podrapał się po karku. On też był trochę zawstydzony. Tak słodko wtedy wygląda. Nie ważne. Na szczęście chwilę po tym zdarzeniu przyjechał nasz transport, więc nie było tak niezręcznie. Szybko dojechaliśmy, wysiedliśmy i wyszliśmy z podziemi.
-Na szczęście jutro piątek- przerwałam w końcu niezręczną ciszę.
-Ta, mam nadzieje, że nie dadzą nam tony pracy domowej na poniedziałek- powiedział i westchnął.
-Przecież Ci z nią pomogę- spojrzałam na niego, na co on się uśmiechnął.
Po chwili byliśmy już pod moim domem. Spojrzeliśmy na siebie. Te jego oczy. Nie ważne.
-Eh, no to ja będę lecieć.
-Jasne, do jutra- powiedział Justin, po czym przytuliliśmy się. Jak zawsze. Ale to wywołało u mnie uśmiech. Podeszłam do drzwi i odwróciłam się, machając jeszcze raz chłopakowi.
Zaczęłam szukać kluczy w torbie. Cholera. Zapomniałam ich wziąć dziś rano. Zadzwoniłam do mamy.
-Tak?
-Cześć mamo, o której będziesz?
-Nie wiem, około 17. A coś się stało? –zapytała zmartwiona.
-Nie, nie- odpowiedziałam szybko- tylko zapomniałam dzisiaj wziąć kluczy. Ale może poczekam u jakiejś koleżanki, tylko napisz jak będziesz.
-Maddie, gdzie Ty masz głowę-zapytała z rozbawieniem w głosie- jasne, napiszę. Teraz muszę już wracać do pracy. Pa kochanie- dodała i szybko się rozłączyła.
Hmm u kogo teraz poczekać. Zadzwoniłabym do Ashley, ale wiem, że ma tego dentystę, poza tym mieszka dość daleko. Pójdę do Justina. Tak, to właściwie dobry pomysł. Mieszka blisko i to mój przyjaciel. Nie zastanawiając się dłużej poszłam pod jego dom, następnie zapukałam do drzwi. Otworzył mi szatyn, ubrany w dresy i bokserkę. Ale on ma ramiona. Dobra Mad, nie teraz.
-Cześć. Sory, że przeszkadzam, ale rodziców nie ma w domu, a ja zapomniałam wziąć rano kluczy. Mogę u Ciebie poczekać? Mama będzie za jakieś półtorej godziny- powiedziałam ze spuszczoną w dół. To było trochę krępujące, może był zajęty?

Justin’s POV
-Jasne, nie ma sprawy. Wchodź- powiedziałem zadowolony. Cieszyłem się, że przyszła. Z resztą jak zawsze, nie ma w tym nic dziwnego.
Odsunąłem się i wpuściłem dziewczynę, po czym razem siedliśmy na kanapie.
-Chcesz coś do picia? Może jesteś głodna?- zapytałem.
-Nie, dzięki- posłała mi delikatny uśmiech, ale coś w jej oczach mówiło, że się martwi.
-Coś się stało?
-Niee, no co Ty- powiedziała i znów się uśmiechnęła. Westchnąłem cicho, nie chcąc ciągnąć tematu, pewnie teraz i tak mi nie powie.- To co, gramy w coś?- powiedziała i skierowała głowę w stronę ps3 znajdującego się na półce, pod telewizorem.
-Jasne, hmm… tylko w co- zastukałem palcem w brodę, udając, że usilnie się nad czymś zastanawiam- wyścigi!- powiedziałem entuzjastycznie, na co dziewczyna jęknęła.
-Robisz to specjalnie, żebym przegrała!- powiedziała i założyła ręce na piersi udając urażoną.
-Może tak, może nie- wzruszyłem ramionami i kierowałem się w stronę konsoli. Włożyłem płytę, po czym wziąłem dwa pady- jeden podałem dziewczynie. Siadłem z powrotem na kanapie.
***
Cały czas graliśmy i wygłupialiśmy się, spędzając miło czas, z resztą- jak zawsze. Aktualnie opowiadaliśmy sobie kawały.
- Poszła blondynka do sklepu i kupiła sobie banana, po chwili wraca z powrotem do kasy, ze skórką i zgadnij co mówi- powiedziałem szybko, nie dając jej czasu by odpowiedzieć- poproszę nowy wkład*. Na to oboje zaczęliśmy się śmiać. Uwielbiam widzieć ją szczęśliwą. To chyba normalne, prawda?
-Okej, to teraz ja- powiedziała po chwili, nadal chichocząc.- Wiesz co to…- w tym momencie przerwał nam jej telefon. Dziewczyna wywróciła oczami i odebrała.
-Tak, zaraz będę…u Justina… Cześć.
-Mama?- zapytałem gdy się rozłączyła.
-Tak, muszę już wracać- powiedziała i wydęła dolną wargę, robiąc smutną minę, na co się zaśmiałem.
-Dokończymy następnym razem- powiedziałem i oboje wstaliśmy z kanapy.
-Świetnie się bawiłam- dziewczyna rzuciła nakładając buty, gdy doszliśmy już do drzwi- i udało mi się z tobą wygrać!
-Tak, jeden do dziesięciu to dobry wynik- powiedziałem, śmiejąc się pod nosem, na co oberwałem lekko w ramię.- Ej!
-I tak świetnie jeżdżę- strzepała niewidzialny pył ze swoich ramion, a już po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Okej, to do jutra?- zapytałem unosząc brwi.
-Jutro mam randkę z Joshem- powiedziała, delikatnie się uśmiechając.
-A, tak! Ciągle o tym zapominam- zaśmiałem się, troche niezrecznie- Wiesz już gdzie idziecie?
-Chyba na jakąś domówkę u jego kumpla, wspominał ostatnio… czekaj, Marka? Chyba tak.
-Czyli zapowiada się dobra zabawa- uśmiechnąłem się sztucznie, ale na tyle dobrze, by dziewczyna tego nie wyczuła- tylko uważaj na niego.
-Justin, przecież wiesz, że jeśli będzie się coś działo, od razu dzwonie do Ciebie- zapewniła mnie z uśmiechem.
-Jasne, czyli w niedziele uczymy się do sprawdzianu?- byliśmy umówieni, ale wolałem się upewnić.

-Tak, o szesnastej- dodała dziewczyna- Do zobaczenia- przytuliła mnie, zabrała swoją torbę i wyszła.
Podszedłem do stołu gdzie wcześniej postawiłem chipsy, które jedliśmy i zabrałem miskę do kuchni. Sprzątnąłem też puszki po coli i rozsiadłem się na kanapie, szukając czegoś w telewizji. W tym momencie do domu weszli moi rodzice.
-Justin, jesteś?- krzyknęli będąc przy drzwiach.
-Tak, w salonie!- Rodzice pracowali w jednej firmie, więc zawsze wracali o tej samej porze.
-Jadłeś już obiad?- zapytała mama siadając obok mnie. Tata poszedł od razu na górę, zapewne wziąć prysznic.
-Nie, ale nie jestem głodny- uśmiechnąłem się do mojej rodzicielki, która właśnie zmierzała w stronę kuchni.
____________ 
*Wiem, że ten dowcip jest bardzo słaby, ale nie mam do tego w tej chwili głowy... no i oczywiscie nie chciałam nikogo nim urazić. 
Wybaczcie jakiekolwiek pomyłki, ale post dodaje z telefonu, z drobnymi poprawkami i nie wiem jak to bedzie wygladac. Ten rozdzial juz nieco dłuższy, jak sie podoba? 
Pozdrawiam i do następnego :)

3 komentarze:

  1. podoba mi sie xD A ten kawal o tej blondynce mnie rozjebal.. sama go wymyslilas ? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, już dość dawno znalazłam go na internecie i tak jakoś mi się przypomniał :D
      +Dziękuję.

      Usuń
  2. Bardzo lubię twojego bloga ;* tylko ogólnie krórkie rozdziały ;)))

    OdpowiedzUsuń

Keiko Amane Land Of Grafic