Maddie POV
To już drugi tydzień odkąd się założyliśmy. Zaraz potem ustaliliśmy dokładne zasady.
Stwierdziliśmy między innymi, że:
1. Będziemy, ze sobą w stu procentach szczerzy, inaczej cały zakład będzie bez sensu.
2. Wiemy tylko my i Ashley (o tym za chwilkę).
3. W czasie zakładu, nie możemy spotykać się z innymi osobami. Jeśli spodoba nam się ktoś, zakochamy się- w każdej chwili możemy przerwać układ.
Justin dodatkowo przeprosił mnie za słowa, których użył kiedy opowiadał o imprezie... właściwie o mnie i o Joshu. Nie chciał mnie urazić. Chociaż, szczerze mówiąc nie dziwie się, że był wkurwiony. Ja tez byłam, nie tylko na Cartera, ale tez na sama siebie. Doceniłam jednak jego słowa. Co do punktu numer dwa. Wytłumaczyliśmy Ash, że to ten zakład. Najpierw chcieliśmy jej wmówić, ze naprawdę jesteśmy razem, ale potem przypomniałam sobie, ze przecież radziłam się jej w sprawie całej tej sprawy. Trochę się wkurzyła, że chcieliśmy jej okłamać, ale wszystko się wyjaśniło... Tak przynajmniej sądzę. Więcej nikt nie wie, tylko nasza trójka. Nawet nasi rodzice nie mają o niczym pojęcia. W szkole zachowujemy się jak normalna para. Całujemy, przytulamy. Po lekcjach z resztą też. Szczerze mówiąc dużo osób wcale nie było zdziwionych naszym "związkiem". Gdy się dowiedzieli, mówili tylko, że od dawna wiedzieli o naszych relacjach, domyślali się, że coś więcej nas łączy. Druga część żartowała, bo w końcu tak zarzekaliśmy się, wciąż powtarzaliśmy, że"jesteśmy tylko przyjaciółmi". Cóż, do czasu to była prawda... Układa nam się dobrze, czasem jest tylko trochę niezręcznie, ale dalej mogę z nim pogadać jak z przyjacielem. Nadal tylko nie jestem na sto procent pewna swoich uczuć. Jest nam świetnie, tylko... po prostu nie wiem, czy to jest TO. Rozumiecie mnie, prawda? Raz nawet o tym rozmawialiśmy i Justin przyznał mi rację. Jest zwyczajnie za wcześnie, by jednoznacznie stwierdzić. Myślę, ze nigdy nie byłam tak szczerze zakochana. Miałam kilku chłopaków, ale z perspektywy czasu uważam to raczej za zauroczenia.
Stwierdziliśmy między innymi, że:
1. Będziemy, ze sobą w stu procentach szczerzy, inaczej cały zakład będzie bez sensu.
2. Wiemy tylko my i Ashley (o tym za chwilkę).
3. W czasie zakładu, nie możemy spotykać się z innymi osobami. Jeśli spodoba nam się ktoś, zakochamy się- w każdej chwili możemy przerwać układ.
Justin dodatkowo przeprosił mnie za słowa, których użył kiedy opowiadał o imprezie... właściwie o mnie i o Joshu. Nie chciał mnie urazić. Chociaż, szczerze mówiąc nie dziwie się, że był wkurwiony. Ja tez byłam, nie tylko na Cartera, ale tez na sama siebie. Doceniłam jednak jego słowa. Co do punktu numer dwa. Wytłumaczyliśmy Ash, że to ten zakład. Najpierw chcieliśmy jej wmówić, ze naprawdę jesteśmy razem, ale potem przypomniałam sobie, ze przecież radziłam się jej w sprawie całej tej sprawy. Trochę się wkurzyła, że chcieliśmy jej okłamać, ale wszystko się wyjaśniło... Tak przynajmniej sądzę. Więcej nikt nie wie, tylko nasza trójka. Nawet nasi rodzice nie mają o niczym pojęcia. W szkole zachowujemy się jak normalna para. Całujemy, przytulamy. Po lekcjach z resztą też. Szczerze mówiąc dużo osób wcale nie było zdziwionych naszym "związkiem". Gdy się dowiedzieli, mówili tylko, że od dawna wiedzieli o naszych relacjach, domyślali się, że coś więcej nas łączy. Druga część żartowała, bo w końcu tak zarzekaliśmy się, wciąż powtarzaliśmy, że"jesteśmy tylko przyjaciółmi". Cóż, do czasu to była prawda... Układa nam się dobrze, czasem jest tylko trochę niezręcznie, ale dalej mogę z nim pogadać jak z przyjacielem. Nadal tylko nie jestem na sto procent pewna swoich uczuć. Jest nam świetnie, tylko... po prostu nie wiem, czy to jest TO. Rozumiecie mnie, prawda? Raz nawet o tym rozmawialiśmy i Justin przyznał mi rację. Jest zwyczajnie za wcześnie, by jednoznacznie stwierdzić. Myślę, ze nigdy nie byłam tak szczerze zakochana. Miałam kilku chłopaków, ale z perspektywy czasu uważam to raczej za zauroczenia.
Dziś jest sobota, dzisiaj miałam się wybrać z Justinem na jakąś imprezę. To domówka, u jednego z chłopaków z drużyny... na szczęście tym razem nie u Mike. Wiecie jak to się ostatnio skończyło. Tak na marginesie to Josh cały czas dziwnie na mnie patrzy, jakby był... zły? To ja, do cholery jasnej powinnam być na niego wkurwiona, za to wszystko co odstawił! Właściwie to jestem. Raz z nim rozmawiałam, próbował przeprosić, ale oczywiście ja nie dałam się nabrać. Jest śmieszny.
~flashback~
-Maddie, możemy porozmawiać?- zaczepił mnie Josh, gdy stałam przy swojej szafce i wyjmowałam książki na kolejna lekcje. Oh, jeszcze jego mi brakowało. Przed chwila była niezapowiedziana kartkówka z fizyki i jak możecie się domyślić średnio mi poszło, do tego za chwilę sprawdzian z chemii. Właściwie, to jestem przygotowana... tylko, kto lubi testy? Wracając do tematu, był po prostu ostatnią osobą, którą chciałam w tej chwili oglądać
-Nie, nie możemy.- uśmiechnęłam się fałszywie i trzasnęłam drzwiczkami.
-Proszę, to zajmie tylko chwile. Chciałem przeprosić- powiedział, ze skrucha? Tak, dobre mi sobie. Gdybym go nie znała, to może nawet bym uwierzyła w jego gierki.
-Posłuchaj-rozejrzałam się po korytarzu, by sprawdzić czy nikt się nam nie przygląda. Na moje szczęście było dość pusto, tylko kilka osób, może to i lepiej. Nie chce być głównym tematem plotek. - Naprawdę nie chce twoich przeprosin. Mam Cie w dupie. Az boje się myśleć co by się stało, gdyby nie było tam Justina i Ashley! Podle byś mnie wykorzystał a potem jeszcze powiedział, ze sama tego chciałam, albo ze do niczego nie doszło. Wiesz co, żałuje ze nie posłuchałam moich przyjaciół i uwierzyłam, ze jesteś dobrym chłopakiem-zaśmiałam się ironicznie.- W rzeczywistości jesteś po prostu męska dziwka!- powiedziałam, starając się nie krzyczeć, by niepotrzebnie nie zwracać na siebie uwagi. Odeszłam z miejsca, szturchając go w ramie i usłyszałam tylko kilka cichych przekleństw z jego ust. Brawo Madeline!
~end of flashback~
Tak, dokładnie. Tez pomyślałam ze jest żałosny. Mam tylko nadzieje, ze nie będzie go na tej imprezie. Lepiej, żebym ani ja, ani Justin go nie widzieli. Swoją drogą, od tamtego czasu prawie wcale się do siebie nie odzywają. Jeśli już, to dochodzi do kłótni. Raz nawet, prawie doszło do bójki, ale wytłumaczyłam chłopakowi, żeby dał sobie spokój, bo po prostu nie warto robić sobie problemów.
Zastanawiacie się też pewnie, co z Carly. Nadal, co jakiś czas stara się flirtować z Justinem. Chyba myśli, że ja tego nie widzę... albo specjalnie chce mi zrobić na złość. Tak, czy inaczej- szatyn totalnie ją olewa. Nie żebym była zazdrosna, ufam mu, ale cieszę się, że jej nie uległ. W końcu ona zrobiłaby dla niego wszystko. DOSŁOWNIE. Chociaż, jakoś od środy jest spokój, w ogóle bardzo Nas unika. Może to i lepiej, czyżby dotarło do niej, że nie ma szans? Mimo to na każdym kroku wysyła mi jej "groźne" spojrzenia, ale całkowicie to olewam.
Siedziałam właśnie w salonie, jedząc popcorn i oglądając coś głupiego w telewizji. Za chwilę miałam zamiar pójść na gore się przebrać i umalować. Przysiadła się do mnie mama.
-Coś przyszło do Ciebie, ale nie ma nadawcy. Może to jakiś miłosny list od Justina- zaśmiała się cicho- więc koperta czeka w kuchni- powiedziała i uśmiechnęła się. Mruknęłam tylko ciche "dzięki", odwzajemniłam uśmiech i poszłam w wyznaczone miejsce by zabrać pocztę. Od razu poszłam z tym na górę, chcąc przeczytać to na osobności. Nie miałam pojęcia co to było.
Otworzyłam szybko kopertę i od razu w oczy rzuciło mi się drukowane pismo.
Cześć suczko.- skrzywiłam się lekko, na te słowa. Byłam kompletnie zdezorientowana, ale postanowiłam czytać dalej- cóż, jest mi trochę przykro (nie, wcale nie jest), że muszę Ci to mówić w ten sposób, ale... po prostu teraz jesteś dla mnie nikim. Jak idiotka uwierzyłaś, ze naprawdę mi na tobie zależy. Już nie jednej wciskałem ten kit. Jesteś po prostu naiwna. Chciałem Cie zwyczajnie przelecieć, ale skoro nie chcesz- to mam to w dupie. Żałosna szmata. Teraz nawet nie chce się już z tobą przyjaźnić. Może jako dzieci się dogadywaliśmy, teraz mam wyjebane. Nie widzę w tym sensu. Jeśli jednak chcesz, możemy iść na te imprezę, może jednak zmienisz zdanie i się zabawimy.
-twój kochany Justinek:*
Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Gdy przeczytałam już całość (a w szczególności ten podpis) to łzy automatycznie spłynęły po moich policzkach. Jak on mógł coś takiego zrobić? Nie wierzę w to! Po prostu nie wierzę. Postanowiłam, ze pójdę to wyjaśnić. Wytarłam rękawami od bluzy łzy i poszłam szybko przemyć twarz. Zeszłam na dół i udając, że nic się nie stało oznajmiłam mamie, ze idę na chwilę do Justina. Nie skłamałam, prawda?
Wyszłam z domu, szybkim krokiem podeszłam i już miałam pukać do drzwi, gdy usłyszałam śmiech dochodzący z ogrodu. Damski śmiech. Nie, nie jego mamy. Kojarzyłam go, tylko nie mogłam przypomnieć sobie skąd dokładnie. Na palcach przeszłam bokiem domu i wyjrzałam na tyły. Automatycznie mnie zamurowało.. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Stoisz tu idiotko, niech dotrze do Ciebie w końcu, że twój Justin nie jest tym kim Ci się wydaje. Wyjęłam szybko telefon i napisałam do Justina:
Dziękuję za twoją łaskawą propozycję, ale nigdzie nie idę. Nie mam zamiaru robić z siebie szmaty. Myślałam, że jesteś inny, jak widać- myliłam się. Nie odzywaj się do mnie nigdy więcej. Miłego życia.
Po wysłaniu wiadomości, znów się rozpłakałam, cały czas stojąc w tym samym miejscu. Naprawdę myślałam, że mamy szansę... a nawet, jeśli nic by z tego nie wyszło, to że nadal będziemy przyjaciółmi. Jak on mógł mnie tak zwyzywać? Co ja takiego zrobiłam do cholery? Nic nie rozumiałam. Trudno, nie należę do lasek, które błagają chłopaków o związek, czy cokolwiek. Przeniosłam wzrok ze swoich stóp, z powrotem na ogród chłopaka, już ich tam nie było. Właściwie to w tym momencie, nawet nie winiłam jej. Miałam to gdzieś. Liczył się tylko on i słowa skierowane w moją stronę. To, jak mnie potraktował. Jeśli nic do mnie nie czuł, to w porządku... tylko dlaczego powiedział to w taki sposób? To do niego niepodobne. Najwyraźniej wszyscy chłopcy są tacy sami, a ja głupia wierzyłam w jego wyjątkowość. Faktycznie, jestem żałosna.
Postanowiłam, że wrócę do domu, jakby nic się nie stało. Jutro się komuś wygadam. Na razie wezmę odprężający prysznic i wypłaczę się w poduszkę. W drodze do domu poczułam, że mój telefon wibruje. To Justin dzwoni. Oh, nie wysilaj się, myślę, że już powiedziałeś wszystko to co Cię zadręczało. Nie odebrałam. Wróciłam do domu, weszłam na górę do swojego pokoju i zrobiłam to, co sobie zaplanowałam. Mój telefon nie przestawał dzwonić, nawet kilka razy dostałam SMS od chłopaka. Nie odczytałam ich, tylko od razu skasowałam.
Teraz wreszcie możesz być szczęśliwy, z nią.
__________________________________________
Wiem, że jak zawsze rozdział krótki, ale postaram się by następny był dłuższy. Dlatego tez dodałam go wczesniej.
Tutaj po prostu nie miałam się co rozpisywać, a jak na razie nie chcę zdradzać kto jest tą "tajemniczą dziewczyną".
Jak myślicie? :)
I w ogóle, jak podoba się rozdział? Mam nadzieję, że da się czytać.
Pozdrawiam i do następnego.
Tajemnicza dziewczyna to Ashley. :)
OdpowiedzUsuńsuper! ten list pewnie napisala curly :/
OdpowiedzUsuńczekam nn
mega ;3 tylk czemu ona tak poprostu uwierzyla w to wszystko... xD
OdpowiedzUsuń